Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
248
GUSTAW DANIŁOWSKI

ich starannie, czyniąc to raczej instynktowo niż świadomie. Michaś bał się, poprostu, rozkładowych pierwiastków zwątpienia, zupełnie tak samo, jak lis trutki się boi, chociaż jeszcze jej skutków nie doświadczał, — i nieraz jedynie ze strachu przed nimi rzucał się w wir małych czynów i wielkich dysput, bez względu na to, czem jest ten wir: nieprodukcyjną stratą czasu, czy też kręceniem się ciągłem w kółko? Nic więc dziwnego, że skoro odwlekał sztucznymi środkami coraz natarczywiej narzucającą się potrzebę wniknięcia we własną swą duszę, tembardziej nie zastanawiał się nad stanem matki, nad swym do niej stosunkiem, zwłaszcza, że przywiązanie jego