Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
241
WIGILIA

książeczek, są tylko odstraszającym pozorem, pod którym tkwi coś zupełnie innego — co mianowicie? tego jeszcze dotychczas zrozumieć nie może; ale kiedyś... kiedyś... byle tylko prędzej, bo oto słabnie, śmierć jej się często majaczy, a chce koniecznie przed pójściem do trumny choć raz serdecznie i otwarcie, jak dawniej, z nim pogadać! Trzeba się śpieszyć bardzo, bardzo — myślała wdowa, i z coraz większą gorączką rozpoczynała ten tragiczny wyścig, w którym syn miał fory olbrzymie: dobre przygotowanie, młody umysł, stosowne towarzystwo; matka zaś — brak uprzedniego wykształcenia, odosobnienie, samotność i dwadzieścia lat ciężkich nadwagi.

16