Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
10
GUSTAW DANIŁOWSKI

ścianach nie uraziły mnie zupełnie.
Z rozkoszą wyciągnąłem się na zapadłym barłogu i z pod ociężałych powiek widziałem otwór odemkniętego okna, zasnuwający się drobną siateczką mroku. Gdzieś za nią, na fioletowej wklęsłości dalekiego nieba wytrysnęła, jak światło z innego świata, cętka gwiazdy i żarzyła się nagłemi drganiami to sinych, to czerwonawych płomyków.
Nietylko wpatrzony, ale niejako i wsłuchany w jej rytm ognisty, wtulałem się zwolna w bezdenne puchy leniwej zadumy o jakichś rzeczach tak lotnych i rozwiewnych, jak cienie żeglujących górą obłoków w sennych głębiach zmąconego jeziora.