Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
4
GUSTAW DANIŁOWSKI

Tam błądziłem do umęczenia i w wyczerpaniu fizycznem znajdowałem moralne ukojenie.
Kiedym wracał po własnych śladach, już tylko sam jeden omdlały smutek szlochał cicho na mem udręczonem sercu.
Zbliżał się wieczór, a upalone piachy ziały ciągle gorącem, iskrzyły się całe, niby rosą umarłą, słonym szronem, a tu i owdzie szkliły się jeziorami skamieniałej soli, jak skrzepami wielkich łez goryczy.
Na żółto-popielatych powierzchniach nagiej pustyni liche kępy anemicznej wielbłądziej trawy i majaczące w przestrzeni, jak kretowiska, kurzące się dymem, tułacze kibitki kałmuków stanowiły jedyne nikłe ślady ży-