Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prasza z wiatrem, rozpływa z obłoczkiem lekkim, zaledwie dojrzanym pod szafirów roziskroną kopulą. Zasypiał, sen go obejmował... jak wówczas, gdy przymknął był oczy i usnął... na matczynych kolanach.

∗             ∗

— Zia Grathia! Nonna[1], babciu! — wołał sennym jeszcze głosem, wchodząc do lepianki wdowy po bandycie.
W kuchni nie było nikogo, nikogo w zalanym słońcem zaułku, nikogo, rzekłbyś, w całej południową siestą, wyludnionej wiosce, zamarłej, niby, od wieków kilku.
Anania rozglądał się ciekawie dokoła. Nic się tu nie zmieniło: nędza, łachmany, kopeć, pajęczyny, popioły wygasłego ogniska, jak dawniej panowały bez podziału. Na ćwieku, przy opylonej ściance, wisiał długi, od pyłu szary, płaszcz bandyty, rzekłbyś, widmo milczące na straży chaty pozostawione.
Zia Grathia! ciotko! babciu! gdzież jesteście? — wołał z pewną niecierpliwością student.
Po niejakim czasie, wdowa, — która chodziła była do pobliskiej studni, wróciła z dzbanem o czystych greckiej amfory formach, na głowie, z kawałem chleba w ręku. I ta się nie zmieniła: sucha, sztywna, żółta, z głową owiniętą brudną żółtą opaską, lata przeszły, nie czyniąc, rzełbyś, szczerby, w tem strzaskanem niedolą w kwiecie młodości ciele.

Na widok wdowy po bandycie Anania opanowało gwałtowne wzruszenie. Wspomnienia poruszone w samej głębi jego duszy zaroiły się z taką siłą, że mu się zdawało, że sięgają po kresy jakiejś uprzedniej, obcej temu wszystkiemu, co go dziś ożywia, egzystencji.

  1. Nonna — babunia.