Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na czoło, wyolejonych włosów, — a doświadczenie więcej od nauki waży, jeśli chcesz żono wiedzieć o tem. Ebbene, jedno ci synu mówię i radzę: wniknij w głąb własnego sumienia i serca a przekonasz się, że nie masz prawa oszukiwać swego dobroczyńcy.
Student postawił na stole szklankę, z takim impetem, że aż siedzący pod kominem kot podskoczył.
— Idyoci! idyoci! — wołał zirytowany, czując jednak, że jego niewykształcony, nie edukowany ojciec ma zupełną racyę.
— Tak synu — ciągnął wieśniak, gładząc nad czołem zwisające, przetłuszczone swe włosy, — obowiązkiem jest twoim udać się wprost do „gospodarza,” dłoń mu ucałować i powiedzieć mniej więcej, tak: „synem jestem chłopskim, prawda, lecz dzięki dobroczynności twojej panie, i własnym mym zdolnościom, zostanę doktorem, prawnikiem, z czasem panem będę i bogatym. Kocham Małgosię, wzajem przez nią kochany, uszczęśliwię ją tak bardzo, że zapomni choć się zniży do syna sługi swego ojca. Niech nas dłoń twa dobroczynna błogosławi: w Imię Ojca, Syna i Ducha Świętego.
— Amen — skończyła ciotka Tatana — lecz natychmiast dodała:
— A jeśli zamiast błogosławić wypędzi go jak psa?
Pomimo upokarzającego przypuszczenia, student roześmiał się nerwowo. Po chwili umilkł, czekając odpowiedzi ojca.
— Co tam kobiecino! — odparł wieśniak — nalej mi jeszcze wina. Twój król Salomon powiedział przecie, że kobiety same nie wiedzą, co mówią. Zastanawiałem się dobrze, nad każdem swem słowem. Gospodarz pobłogosławi.
— Ależ w tem sensu nie ma! — porwał się z miejsca student i wybiegł pełen wielkiej radości,