Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie rozumując, czując jeno, że mu serce o mało z piersi nie wyskoczy. Chciałby pytać ojca, zwierzyć mu się, lecz nie mógł. Pobłogosławi, pobłogosławi,” dźwięczało mu w uszach i sercu, pełną melodyą. Jeśli ojciec jego to mówi, musi się przecie na czemś opierać? Cóż zaszło? Czemu Małgosia w listach swych nie nadmieniła nigdy o łaskawem usposobieniu swego rodzica. A jeśli Małgosia nic o tem nie wie, jakże się o tem mógł dowiedzieć Anania Atonzu?
— Zobaczę się z nią wkrótce i o wszystkiem się dowiem — myślał Anania, a wszystkie wątpliwości, smutki, zniechęcenia, znużenie drogą i nawet powstałe w sercu nadzieje, bladły przed pewnością, że ją ujrzy.


∗             ∗

Na ciche pukanie młodzieńca drzwi otworzyły się cicho.
— Szczęśliwego powrotu! — zaszeptała służąca, przez której ręce przechodziła korespondencya kochanków. — Zaraz przyjdzie.
— Jak się macie — odrzekł wzruszony podając jej zawiniątko — podarek z Rzymu.
Wzięła z rąk jego zawiniątko.
— Ale... zapomniałam. — Czekaj tu.
Pozostał sam przez chwil kilka, co mu się wiecznością zdały, oparty o ciepły jeszcze, słońcem wygrzany mur opasujący dziedziniec domu syndyka, pod niebem nocnem, cichem, tak ciemnem, że gdy Małgosia nadbiegła i rzuciła się w jego objęcia, czuł ją raczej, niż widział, czuł policzki, świeże na swych ustach, serce bijące na bijącej swej piersi. Zdawało mu się, że od zmysłów ze szczęścia odchodzi. Całował ją namiętnie, tysiąckrotnie, w twarz, oczy, usta, nie nasycony, pocałunków jej spragniony?