Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakgdyby się po raz pierwszy znalazł w teim otoczeniu, śród tych wieśniaków, przy ojcu o oczach pełnych jeszcze ognia i długich, od oleju lśniących włosach, przy tej kobiecie starej, pulchnej, białej jak gołębica i tak dobrej.
— Wreszcie zostaliśmy sami — mówił ojciec jedząc sałatę, której liście niósł do ust między dwoma skory likami chleba. — Nie dadzą ci spokoju, zobaczysz, znam ich i ich nienasyconą ciekawość. „Atonzu tu, Atonzu tam!” Bah! stałeś się sławnym, gdyż wracasz z Rzymu i ja po skończeniu służby wojskowej...
— To nmi porównanie! — przerwała niechętnie Zia Tatana.
— Ależ pozwól. Chciałem powiedzieć, że trudno mi było mówić w naszem narzeczu. Odwykłem, zapomniałem. Do starych kątów wracałem, jak do miejsc obcych sobie.
— Tak, jak ja — uśmiechnął się Anania, patrząc na ojca.
— Mała bieda! — ciągnął Anania starszy — ja przynajmniej przyzwyczaiłem się prędko i ty, za nim minie dwa, trzy dni przywykniesz. — A wiesz co tu o tobie mówią? — Staruszka patrzała na męża z podniesionemi wysoko brwiami. Chciała mu przerwać.
— A co — począł Anania starszy o czem inem. — Wielki Rzym, o! wielki! Daj mi stara flaszkę i nie patrz no tak. Nie wielka osobliwość, że masz znakomitego człowieka pod dachem.
— Co, co o mnie mówią? — nalegał ciekawie student.
— Nic... nic osobliwego! — upewniała staruszka, plotą koszałki opałki.
Student zmieszał się. Może wiedziano coś w Nuoro o Maryi Obinu? Położył widelec na talerzu, oznajmiając, że jeść nie będzie, dopóki się o wszystkiem nie dowie.