Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Staruszka wzdychała. Gdyby nie to straszne, okrutne morze...
— Czyś bardzo bogaty? — pytała studenta.
— Kolosalnie!
— Wiele masz pastwisk?
— Nie zliczę! Siedem, osiem...
— A pasieki są?
— Ile zapragnie dusza.
— Sługi, parobki?
— Wszystkiego poddostatkiem, ciotko.
— To czemużeś tu przyjechał, na kontynent? Po co ci nauki?
— Narzeczona moja chce, bym został doktorem.
— A jak się nazywa?
— Kto? Narzeczona? Córka barona z Baronii.
— Czyż istnieją jeszcze baronowie z Baronii? Słyszałam, że same duchy zamieszkują ich pałace. Raz pewien drwal, przechodząc tamtędy, widział na obmurowaniu zamku damę w sukni ze złotogłowia, ot tak długiej. Wyglądała jak kometa. A czy wiesz, co to kometa? Ach! Najświętsza Matko, dobrej rady! Chłopiec ten zrujnuje nas, całą wypiję kawę... Ostrożnie, zaszkodzi ci.
— Opowiadajcie ciotko. Opowiadajcie, jakto tam było z tą damą-kometą, którą drwal widział śród ruin zamku! Ciekawa historya! — mówił student dolewając sobie kawy, a zia Varvara opowiadała, rada mieszając legendy zamku w Burgos z legendą zamku Galtelli, wtłaczając strzępy historyczne w osnowę ludowej gadki, przeplatając to wypadkami, które zaszły za jej lat dziecinnych, przedawno. Pomiędzy innemi legendami rozpowiadała podanie o rycerzu zabłąkanym na pustej płaszczyźnie, który o zachodzie słońca posłyszał kościelny dzwonek i nim wiedziony doszedł do miejsc zamieszkałych. Radość rycerza była tak wielka, że ślubował bogac-