Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płonąca przed „duszyczkami” i te obrazki, świętości... obłudnica! Zedrę ci maskę z twarzy, zdepczę cię, zabiję, gdyż zgubą jesteś moją i tej szlachetnej, wzniosłej, czystej dziewczyny....Małgosiu!. Małgosiu moja!
Porwał list pisany przed chwilą, w oczach jego było szaleństwo... po chwili opadł na krzesło, czołem uderzył o stół... jakżeby rad je rozbić... zapomniałby, przestał myśleć...
Czuł się upokorzonym, nędzarzem, pokrytym błotem on, ciało ciała, krew krwi sprzedażnej swej matki, nie godnym był oczu podnieść. Wspomnienia cisnęły mu się w płonącej głowie. Przypomniał sobie bohaterskie postanowienie szukania, odnalezienia zbłąkanej, zwrócenia na dobrą drogę; przypomniał litość, co mu wówczas zalewała serce, pragnienie, potrzebę ofiary, dla niej, nią.
I wszystko to daremnie. Czcze słowa! Puste uczucia! Wszystko, by wzniecić te burzę straszną, wewnętrzną, wśród której były błyski zbrodniczych myśli:
— Zabiję ją — myślał a intensywnością uczucia zbrodni był winien bardziej, niż inni czynem bywają.
I przypomniał sobie ów błogi jakiś spokój, którego zażywał pod dachem Maryi Obinu. Podniósł głowę, tknięty myślą, że przez cały tydzień, odkąd zamieszkał iście klasztorną celkę Maryi, ani przez chwilę, w głębi samej swego sumienia nie wątpił że jest jej synem a widok życia jej skromnego i pracowitego, napełniał go szczerą radością. Od pierwszego na nią spojrzenia pewien był, że jest jego matką. Wówczas horyzonty mu się rozjaśniły, z serca spadł długo tłoczący je ciężar, czuł jakgdyby mu skrzydła strzelały z ramion, wzbijał się ku gwiazdom jasnym...
I chociaż kobieta, czy to pod wpływem tajemniczego jakiegoś lęku, czy dla ukarania samej sie-