Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czara może byc czystą, ożywczą i zawierać ambrozyę niebiańską.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Przerwałem list, gdyż odwiedził mię Daga. Boi się kompromitacyi z córkami gospodyni i chciałby się tu przenieść... Zobaczymy. Pomówię o tem z gospodynią, gdy wróci z miasta. Nie chowam urazy, gdyż bądź co bądź, obraza — jak mawia monsieur Kilbert, nie istnieje w rzeczy samej. Jeśli mię kto, mawia, nazwie złodziejem cóż to mię obchodzić może. Wybryk wyobraźni, złośliwości lub zawiści.”
— Czy — spytałem jegomościa — i obicie kijem nie jest obrazą?...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Wracam do przerwanej z tobą, Małgosiu moja, rozmowy, cały wzburzony jeszcze zwierzeniami ciotki Barbary. Opuściła mię przed chwilą. Weszła była do mego pokoju pod pretekstem przyniesienia wody i powiedziała mi, że zna Battistę Daga, widywała go też kilka razy, u padrony.
„Opanowały mię podejrzenia, gdyż słyszałem coś o nie budzącej zaufania przeszłości Maryi Obinu. Chciałem wyspowiadać kucharkę, lecz stara zacięła usta, niechąc odpowiadać. Groziłem, że ją oskarżę Battyście, potem obiecywałm zawieźć z sobą na wakacye do Sardynii, do której tęskni od lat wielu. Poskutkowało. Wyznała mi, że Marya Obinu, pozostawiła w Sardynii synów, z których jeden adoptowany został przez pewnego bogatego wieśniaka. Otóż Barbara wnosi, że synem tym mógłby być Battista Daga.”

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Anania przerwał pisanie, ostatnią stronnicę kreślił automatycznie, sam nie wiedząc co robi, tak dalece wzburzony był i wzruszony. Czytał i odczytywał machinalnie ostatnie słowa. Mała, czarna mrówka spacerowała po ćwiartce papieru. Patrzył