Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Młodą jeszcze była — mówił Anania, nie mogąc oderwać oczu od czarnych, gęstych włosów, któremi obrzucona była poduszka. — Nie ciotko Grathia, babciu! nie boję się; poczekaj chwilę, zostańmy tu jeszcze. Ile też lat mieć mogła? Trzydzieści osiem, nie więcej? Powiedzcie mi — spytał po chwili milczenia — o której godzinie zmarła, jak to się stało? Mówcie, nie bójcie się, chcę wiedzieć wszystko. Czy był tu już sędzia śledczy?
— Zejdziem na dół, tam ci opowiem — mówiła wdowa po bandycie, kierując się ku wyjściu, lecz Anania pozostawał nieruchomy. Oczu oderwać nie mógł od rozrzuconych na poduszce włosów zmarłej, tak gęste były, długie, czarne, lśniące! Chciałby je przykryć prześcieradłem, lecz powstrzymywał go lęk jakiś. Nie śmiał.
Wdowa zbliżyła sic do tapczana, przykryła prześcieradłem włosy Oli i ujmując za ramie młodzieńca pociągnęła za sobą.
Ciotka Grathia postawiła na stopnia, starodawną. żelazną, o ważkim knocie, migocące światło rzucającą lampkę, usiadła obok młodzieńca i monotonnym, bez wdzięcznym głosem rozpoczęła długie, pełne ponurej grozy, opowiadanie:
— ...Mówiła i powtarzała ciągle: „odejdę, odejść muszę, czy chce on, czy nie che, odejdę. Dość go go już skrzywdziłam ciotko! Niech się to już raz skończy. Uwolnię go od siebie, niech imienia mego nie słyszy... Teraz, teraz właśnie, kiedy pragnęłabym pozostać z nim, z nim na zawsze, opuszczę, go, opuszczę powtórnie... muszę — mówiła — opuszczę; by odpokutować przeszłość i grzech pierwszy i pierwsze opuszczenie...
— ...Kazała wyostrzyć nóż składany, który miała z sobą... nie przypuszczałam, co zamyśla...
— ... Gdy nadszedł woreczek zielony, o który się ciągle dopominała, gdyś nadesłał owinięty w kolorową płachtę, wedle zawartej pomiędzy nami umowy, zbladła, jak chusta, potem rozdarła wore-