Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przejmował go całego. Zadrżał. Po chwili dreszcz minął, ale został jakby zagrobowy jakiś chłód, zresztą nad wszystkiem górowała myśl jedna, jedyna!
— Małgosia! Powiem jej wszystko dziś wieczorem i pewien jestem, że każę mi zamilczeć przed swym ojcem; ale byłoby to nikczemnie, honor nakazuje mi wszystko wyznać. O czwartej, tak o czwartej, udam się do pana Carboni.
O czwartej istotnie był u drzwi syndyka, tylko zadzwonić zbrakło mu odwagi. Przeszedł upokorzony, zawstydzony, zdając sobie jednak jasno sprawę, że się nie odważy nigdy na zamierzoną z signorem Carboni rozmowę.
Walczył z sobą potem dwa dni i dwie noce, walczył daremnie, targany najsprzeczniejszemi myślami i nie dającem się spełnić postanowieniem. Na pozór nic się nie zmieniło w życiu jego i zwyczajach; dawał lekcye uczniom przygotowującym się do powakacyjnych egzaminów; czytał, jadł, przechadzał się pod oknami Małgosi a dostrzegłszy ją patrzył na nią długo i miłośnie, tylko w nocy nie dawał spać ciotce Tatanie, chodząc po swej izdebce, otwierając to zamykając okno, wychodząc na dziedziniec, wracając, słowem zachowywał się jak szaleniec. Dobra ciotka Tatana wzdychała, sądząc, że zachorował, lub zmysły postradał.
Czegóż czekał, czegóż się spodziewał?
Nazajutrz po powrocie z Fonni, spotkawszy na ulicy mieszkańca tej wioski, zbladł był śmiertelnie...
Gdyż tak, prawdą było, że wyczekiwał czegoś, do czego się sam przed sobą nie przyznawał, czegoś strasznego, okropnego! A może też zginie ona, znów się gdzie skryje... Odpychał myśl tę od siebie, wstydził się jej, lecz czuł dobrze jednocześnie, że gotów spełnić rzuconą w gniewie pogróżkę: „Odnajdę cię, zabiję, sam się zabiję”. Chwilami znów zdawało mu się, że wszystko to snem tylko