Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kocha mnie — myślał — może tak silnie i gorąco jak Nonna zia Grathia kochała swego bandytę... bywają kobiety, co tak kochać umieją... bywają! Rodzice jej odwrócą się odemnie ze wzgardą, odepchną ze wstrętem, ale ona, Małgosia, powie mi: „Kocham cię i wierną ci zostanę i czekać będę...”
— Na co? — porwał się we własnych myślach — cóż jej obiecać dziś mogę? Przyszłości nie mam przed sobą, zniszczona, zgubiona!
I w sercu, mimowoli, nowe mu świtało pragnienie: może Ola ucieknie, skryje się... Myśl ta wkradała mu się w serce, pomimo głosu krwi, niby krople niewidocznego jadu... Gdy niedawno w gniewie i oburzeniu wołał do matki: „zabiję cię i sam się zabije!“ szczery był, lecz teraz wszystko to zdawało mu się snem ohydnym, zmorą i sam widok miejsc, przez które przejażdżał przed trzema dniami, w błogim, szczęsnym nastroju, był mu teraz nieznośny: życie zalało go goryczą realizmu i powszedniości.
Natychmiast po powrocie do Nuoro, zajął się poszukiwaniem rezetta, zielonego, zniszczonego przez czas i długie użycie woreczka i ulegając jakimś zabobonnym przywidzeniom — wszak winien był spodziewać się najgorszego! — znaleziony owinął w chustkę kolorową... może to zło odwróci... po chwili myślał z goryczą, że owszem, przeczuł zło chyba. Wszak przewidywał zawsze to, co go obecnie spotkało.
— Zresztą — myślał — po co mam posyłać jej te śmiecie bez żadnego znaczenia, dogadzać fantazjom...
Cisnął zawiniątko o podłogę, lecz po chwili podjął.
— Obiecałem nonnie! — pomyślał.
— O czwartej — postanowił — udam się do pana Carboni i wyznani mu wszystko. Dziś jeszcze skończyć się to musi... Mężnym będę. Teraz zasnę, odpocznę, sił nabiorę.