Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wolnij życzenie nieszczęsnej w tak błahym rzeczy, oddaj woreczek...
— Ależ go nie mam, wyrzuciłem od dawna, jeśli znajdę to przyszłe.
Wdowa ciekawą też była jak Anania opowie wszystko, co zaszło, swej narzeczonej.
— Jeśli ci istotnie sprzyja — mówiła, chcąc pocieszyć młodzieńca — ucieszą ją poczciwe twe zamiary, nie cofnie danego ci słowa nawet, gdy się dowie, że niechcesz się wyrzec nieszczęsnej swej matki. A miłość prawdziwa nie liczy się, mówię ci to, z przesądami i opinią ludzi. Kochałam z duszy całej mego męża, chociaż nim inni pogardzali może.
— Zobaczym — odpowiadał smętnie młodzieniec — napiszę do was ciotko.
— Na miłość Boga, nie pisz, kotku, ani słowa! Czytać, jak wiesz, nie umiem, a nie chciała — bym wtajemniczać nikogo w całą tę sprawę, — Więc... jakże?
— Przyszlij mi oto znak... Słuchaj! jeśli wszystko dobrze się ułoży, tak, jak ułożyć winno, przyślij mi rezetta, wiesz, tę twoją, owiniętą w chustkę białą. Jeśli zaś dziewczyna cofnie swe słowo... A no! przyślij też rezetta, lecz owiniętą w szmatę kolorową.
Zgodził się na propozycyę i obiecał zastosować się do wskazówek wdowy.
— Sam kiedy wrócisz? — spytała go.
— Powiedzieć nie mogę — odrzekł — wrócić wrócę, lecz kiedy? Zależeć to będzie od tego, jak się wszystko włoży.
Odjechał, nie widząc się z Olą, która usnęła wyczerpana chorobą i wrażeniami. Smutek bez granie ściskał mu serce, podróż zdawała się wieczyście długą... a jednak trapiła go myśl, że śpieszy naprzeciw swemu przeznaczeniu... i gdyby nie promień nadziei...