Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Lecz nie cierpię wcale — odparł ostro, cierpko Anania — winienem był spodziewać się ostatecznego tego ciosu... spodziewałem się... czułem, że uderzy we mnie wyroczna, tajemnicza siła, co mnie tu ciągnęła, popychała, mówiła, że tu, tu właśnie, dowiem się prawdy... Zapewne cios to był... zdziwienie... lecz przeszło, minęło... Nie, nie niepokójcie się, babciu! Nic mi nie jest.
Wdowa nie spuszczała go z oka, blady był strasznie, trząsł się cały, usta wykrzywił mu skurcz bolesny.
— Czemuż nikt mi o tem wpierw nie mówił? Niejeden coś wiedział przecie: konduktor dyliżansu naprzyklad?
— Być może, że wiedział, lecz ona tylko, ona sama miała prawo powiadomić cię. Bała się ciebie. Gdy przybyła tu na odpust, wiodąc niegodziwca ślepca, co ją opuścił, nikt jej nie poznał, tak postarzała, w łachmanach, chora, ogłupiała gorączką i nędzą. Nikt nie poznał, a ślepiec nie wymawiał jej imienia, przezywał po swojemu, brutalnie. Mnie tylko zaufała, opowiedziała wszystko, zaklinając, na wszystkie świętości, bym dochowała tajemnicy. Boi się, boi ciebie.
— Czemu się boi, czego?
— Albo ja wiem? Boi się może, byś jej nie zasadził do więzienia, za to, że cię opuściła... i boi się obu swych braci, co pracują przy kolei żelaznej w Iglesiar.
— A ojciec jej — spytał Anania — który po raz pierwszy w życiu pomyślał, że miał przecie dziada, krewnych.
— Umarł, dawno już umarł, przeklinając córkę!.. tak przynajmniej opowiada! mówi, że przekleństwo to ciąży jej.
— Aha! A jakże żyła przez lat szereg cały. Czemu nie pracowała, uczciwie nie zarabiała na życie.