Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się w zamyśleniu — cichu Musittu. Oho! już wyprężasz ogon. Kanonik prawił mi długie kazanie...
— Radził ci pewnie wyspowiadać się i komunikować przed odjazdem.
— Było to w zwyczaju przed pół wiekiem, gdy się wyjeżdżało końmi i wozem na trzydniową, pełną przygód podróż. Dziś wyszło to z mody, — odpowiedział przekornie Anania.
— Katarzyno Święta! — opuszczając tłuczek zawołała kobieta — chłopiec ten wyrósł na niedowiarka! Cóż poczniesz w Cagliari? Spodziewam się, że wstąpisz przynajmniej do katedry? Są tam, słyszałam, cudowne obrazy. W Cagliari, słyszałam, wszyscy nabożni bardzo. Przyrzeknij mi przynajmniej, że będziesz trzymał język za zębami, nie będziesz wygadywał niestworzonych rzeczy na księży.
— Albo a dbam o to, co tam o mnie pomyślą lub powiedzą, pobożni czy nie pobożni mieszkańcy Cagliari? Każdy wierzy wedle wyobrażeń swych i przekonań. Pewien jestem, że w głębi serca mego żyje silniejsza i lepsza wiara w Boga, niż u wszystkich praktykujących hipokrytów.
Słowa te były balsamem dla serca dobrej ciotki Tatany. W nagrodę opowiedziała Anani epizod z pisma świętego o Eliaszu, a potem spytała ciekawie:
— Gdzieś był jeszcze?
Opowiadał. Kot wlazł mu na ramię i lizał mu ucho. Anania myślał o Małgosi, a opowiadał gdzie był, kogo spotkał. Właśnie gdy mowa była o nieprzyzwoitych żarcikach szewca Caschida, weszła Nanna, wysłana przed tem przez Tatanę, po zakup cukrowych kwiatów i jagód dla przybrania tortów i makagigów. Czuć od niej było wódką i winem; suknie miała tak porwane, że aż odkrywały brudne i sine jej łydki. Wstrętniejszą była niż kiedyindźiej.
— Oto są — mówiła, rozkładając na stole pa-