Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czki z cukierkami i przysłuchując się opowiadaniom chłopca.
— Słyszysz! — zwróciła się do niej w oburzeniu ciotka Tatana — łotr ten, nicpoń, Franciszek Caschide, wyobrażą sobie, że się może ożenić z Małgorzatą Carboni. Że się z nią ożeni!
— Ależ nie to! — zawołał podrażniony Anania. — Nie rozumiecie, bo...
— Owszem — przerwała pijaczka — wiem dobrze. Cóż chcecie! Caschide waryat! szalony! Oświadczał się już córce lekarza. Ta, czy tamta, wszystko mu jedno. Wyrzucano go za kołnierz u lekarza więc, marzy o Małgosi, której właśnie onegdaj brał miarę na buciki i ściskał nóżkę...
— Zasługuje, by mu w twarz dano — zawołał Anania, porywając się z miejsca, z kotem na ramieniu. — Bezczelny!
Nanna popatrzyła nań uważnie małemi swemi wypłowiałem! oczkami.
Ecco! — zawołała, wymachując w powietrzu ostatnią paczką cukierków, w trzęsącem się ręku. — Czy nie mówiłam! Małgosia wyjdzie chyba za oficera, generała, albo ja wiem kogo! Oj, wiem ja, wiem dobrze! Różyczka powinna złączyć się z goździkiem, a oboje będą, jak wiosna sama. Weź że, weź gołąbku, kończyła, podając cukierki Ananii i broniąc je przed swawolnemi łapkami kota.
— Eh! cuchniesz o milę! Odejdź — zawołał zirytowany chłopiec.
Nanna zatoczyła się, kilka cukierków upadło na ziemię.
— Goździku mój! — marmotała z czułością, nie bacząc na ostrą odprawę Anania — obyś został goździkiem, ulubionym kwiatkiem Małgosi. Wyjeżdżasz kotku! Wróć że nam doktorem!
Anania udobruchany, schylił się, zebrał rozsypane po ziemi cukierki, zaśmiał się.
— Tak mnie zbierać będą dziewczęta — zawo-