Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tna przed przyszłą swą świekrą, a Branto patrzył na nią tak, jak gdyby wypił był całą beczkę wina.




Zima, minęła. Przyjaciele Konstantego nie ustawali w zabiegach, by zerwać zamierzone małżeństwo. Daremnie. W tym względzie i Dejas’owie i obie kobiety były niewzruszone. Nic nie pomagały perswazye, prośby, pogróżki.
Sam syndyk, pasterz, podobny z twarzy do wielkiego Napoleona, blady i surowy, przeciwny był temu małżeństwu, zwał je „dyabelskim wymysłem”, i gdy narzeczeni udali się do niego sekretnie, prosząc o ogłoszenie zapowiedzi, przyjął ich chłodno i wyniośle, spluwając co dwa słowa na ziemię. Po co wywoływać zgorszenie, zły dawać przykład? czy słyszano kiedy o czemś podobnem? Wieś cała była wzburzona. Zrazu nie dowierzano, potem słuchano obojętnie o miłostkach Bronta z sąsiadką, z czasem zaczęto się oburzać, w gruncie rzeczy nie mając nic przeciw miłostkom, ale wiele przeciw małżeństwu, co się zdawało poprostu niemożliwem. Śmiano się, wnoszono, że Bronta kpi sobie z Giovanny i jej jędzy matki, ale teraz, teraz przestano się śmiać i żartować, darowanoby chętnie skandal wszelaki, grzech śmiertelny; — wiedziano, że Giovanna młoda i piękna, wiedziano jak jest ubogą.. ale wstępować w związek małżeński, mając żyjącego, bądź co bądź, mę-