Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

milczenia dodała — czyż nie przywiozłyście mi gościńca z Nuoro? Dość długo każecie nań wyczekiwać.
Kobiety, które w istocie rzeczy zaopatrzyły się w fartuch na podarek, zdawały się zmieszane.
— Ab! zapomniałyśmy! wyszło nam z pamięci!
Ciotka Bachisia śmiała się, choć nieszczerze, lecz widząc, że córka pozostaje zamyśloną, zaproponowała:
— Giovanna pokaże zakupy nasze.
Giovanna powstała z miejsca, zapaliła świecę i wyszła do przyległego alkierza. Bronta pogonił za nią rozpalonym wzrokiem, jego matka zrozumiała, że podarek został przywieziony. Przeszło minut parę, młoda nie wracała.
— Co ona tam robi? — pytał Bronta.
— Nie wiem.
Przeszło jeszcze minut parę.
— Pójdę, zobaczę — zawołał, powstając z miejsca niecierpliwy młodzian.
— Ależ nie, nie... — protestowała Bachisia, lecz tak miękko, że stara Marcina zaczęła dodawać synowi odwagi.
— Cyt! cyt!
Skradał się do alkierza na palcach. Giovanna, stojąc nad otwartym kuferkiem, czytała list, który wracając z Nuoro, znalazła wsunięty za próg chaty. List był od Konstantego, rozdzierający, niewprawną pisany ręką. Błagał młodą kobietę, by nie gubiła