Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na niego obrażoną za odmowę, którą w rzeczy samej przyjęła bardzo obojętnie.
Ecco! — zawołała stara Bachisia, gdy koń został rozsiodłany i opatrzony — zrób mi jeszcze jednę przyjemność — zwróciła się do sąsiadki — Mario Chicca, i powiedz tej wiedźmie, że Konstanty został skazany na dwadzieścia siedem lat więzienia, a uważaj proszę duszko, jakie to na niej sprawi wrażenie.
Sąsiadka nie omieszkała udać się do białego dworku. Dom ten, kupiony przed laty kilku przez rodzinę Dejas z licytacyi po zbankrutowanym kupcu, obszerny był i pokaźny, poprzedzony pałacową niemal bramą, pod którą przechadzały się pompatycznie kury i prosięta matki Marciny. Nie był to dom odpowiedni dla hodowców trzód, pastuchów, jakimi byli Dejas’owie. Świadczyły o tem obszerne, na czerwono pomalowane pokoje, zaopatrzone w wysokie, drewniane łóżka, w sufity rzeźbione, w krzesła i stoły ciężkie.
Zia Marcina stała właśnie w bramie i przędła jeszcze — umiała bowiem prząść i po ciemku — gdy Maria Chicca przeprowadzała tamtędy konia. W białym dworku nie było nikogo, gdyż Brouta i porobek nie wrócili z pola, a ciotka Martina nie miała sługi. Miała ona jeszcze więcej synów i córek, lecz żonatych już lub zamężnych, z któremi żyła w wieczystej rozterce z powodu swego sknerstwa. Gdy w domu było więcej roboty, przyzywała do pomocy sąsiadki, najczęściej zaś Giovannę i jej matkę, obda-