Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Maltinu[1] mój, Malkinedu mój, synku jedyny, jedyne dobro i pociecho moja! Ojciec twój umarł, umarł dla ciebie, dla mnie... — łkała nieszczęsna.
Sąsiadka zrozumiała, że Konstanty został osądzony na ciężką i długą karę, więc zaczęła też płakać głośno. Bachisia Era wepchnęła Giovannę gwałtem niemal do domu, prosząc sąsiadkę o rozsiodłanie konia i szepcąc córce na ucho:
— Czyś zwaryowała, by płakać tak, jak raz pod oknami białego dworu? Widziałam w oknie dziób starej kumochy Malthiny. Ta to się cieszyć będzie z naszej niedoli...
— Niezupełnie — wtrąciła sąsiadka — dowiadywała się kilkakrotnie o Konstantego i zdawała się współczuć niedoli waszej; mówiła mi nawet, że się jej śnił, skarżąc się przed nią, że go skazano do ciężkich robót.
— Znam się ja na tem współczuciu psa wściekłego. Znam ja dobrze żmiję jadowitą, nie daruje nam ona nic. Zresztą — dodała, zbliżając się do drzwi z sakwą na plecach — ma najzupełniejszą słuszność. Na jej miejscu i jabym nie wybaczyła.

Zia Marcina Dejas była właścicielką białego dworku i matką Brouta Dejas’a, który przed paru taty starał się o rękę Giovanny i otrzymał odmowę. Była to kobieta zamożna, lecz skąpa a zia a wyobrażała sobie, że się czuje śmiertelnie

  1. Malthinu, Marcin w miejscowem narzeczu.