Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czątku. Wierzcie mi, nie tak to łatwo. Jak w dzień tak w nocy opilec ten o tem tylko gada. Uprosił mnie, że się z tem do was udam, przyrzekłem, co bynajmniej nie dowodzi, bym go miał popierać. Sama Giovanna przykrócić może ten skandal, a wy właśnie wuju, możecie jej powiedzieć, by stuliła pysk psu temu wściekłemu. Mam tego już po uszy.
Izydor nie spuszczał mówiącego z oka, chociaż zadumany głęboko zdawał się słów nie słuchać wcale. Ujął pomału iglicę i wracając do przerwanej pracy zamruczał:
— Biedny, biedny Konstanty! Baranek mój niewinny, w co go obrócono.
— Tak, właśnie, niewinny — podchwycił Jakób — to też z dnia na dzień wrócić może i właśnie dlatego trzeba przeszkadzać zamysłom Bronta, a tu ciotka Bachisia ze szpon nie chce wypuścić zdobyczy.
— Biedny, biedny Konstanty! w co cię obrócono — mruczał rybak, nie słuchając słów Jakóba.
Ten powstał z miejsca, przeciągnął się i podnosząc głos, co się rozległ w ciszy wiejskiego popołudnia, zawołał:
— Nie na wiatr przecie gadam. Czemu więc nie słuchasz, stary ośle! Trzeba iść tam natychmiast, słyszysz! Kobieta młoda, krew z mlekiem, zmięknąć gotowa, choć serce ma dobre, to też nakłoni ucha ku waszym perswazyom. Wytłomaczywszy jej o co chodzi, jakie są jej obowiązki, uniknie się może wielkiego nieszczęścia. Czegóż stoicie, jak