Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wet ściany, poręcz schodów i liście dzwoneczków, zawsze zielone i świeże.
— Prędzej, prędzej! — mówiła. — O jedenastej musi być wszystko skończone, a nie, to się powieszę!
— Bardzoby mnie to zmartwiło, — rzekł Piotr drwiąco — ale moje łydki nie są żelazne.
Marja weszła na drabinkę i mimowoli podniosła oczy na białe i muskularne łydki Piotra. Zauważył to i zarumienił się jak dziewczyna, nie dlatego, że mu się przyglądała z pewnym podziwem, ale, że patrzyła na niego, gdy spełniał niską robotę sługi. Trwało to chwileczkę zaledwie. Zaraz poweselał znowu; coś miłego, tajemniczego zagrało mu w sercu i kazało zapomnieć o zmęczeniu, poniżeniu i niesmaku.
W kuchni ciotka Luiza przyrządzała leniwie obiad. Kartofle gotowała w rynience ze zwyczajną baraniną, djabelnie twardą, ale ciotka Luiza nadawała sobie taką powagę, jakgdyby to było mięso wieprzowe lub koźle.
W oddzielnem naczyniu gotował się rosół dla biednego Mikołaja, jak go czule nazywała, od czasu, gdy okulał.
Biedny wuj Mikołaj! Stracił swój dawny świetny humor i nieraz nie potrafił nawet ukryć swych uczuć. Bywały dnie, kiedy krzyczał jak opętany o lada drobnostkę, kłócił się z rodziną i unosił gniewem, gdy mu się tylko sprzeciwiono.
Wychodził rzadko, bo musiał się często posługiwać kijem. Nie znosił tej dekoracji, próżność jego cierpiała z jej powodu. To też opuszczał dom jedynie,