Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czął nogami rozdeptywać i gnieść winogrona. Miał rękawy koszuli zakasane do łokci, nogi bose, płócienne spodnie podwinięte poza kolana, ciemne bryzgi soku plamiły mu ubranie. Był bardzo blady i co pewien czas mówił, że mdli go zapach moszczu. Ale był w dobrym humorze, rozmawiał i gniótł silnie, wychylając się nieraz, by dobrze widzieć, co się dzieje na podwórzu.
Przy wozach pełnych winogron trzy dziewczyny i dwaj chłopcy obrywali po jednemu ziarnka, czyścili je i wsypywali do trzcinowych koszyków, potem, wchodząc po drabinie, opartej o kadź, opróżniali je, wrzucając ziarna pod nogi Piotra. I tak samo jak w winnicy młodzież gadała głośno, śmiała się i opowiadała sobie wszystkie gorszące historyjki z całego Nuoro, przeplatając tę kronikę wykrzyknikami i wyzywaniem. Zapach moszczu, rozgrzanego w cieple poranka, sprowadził roje much. Słońce, zalewając całe podwórze, oświetlało jaskrawo winogrona i jasne ubrania dziewcząt; dziwnym trafem Marja wyglądała najczyściej ze wszystkich i uderzała poprostu białością koszuli. Na głowę zarzuciła sobie, w ochronie przed słońcem, żółtą chusteczkę, w której jej było prześlicznie. I ona była głośna i wesoła, ale od czasu do czasu jakiś błysk niepokoju zapalał się w jej oczach, zaciskała wtedy wargi i napędzała młodzież, by tyle nie gadać i śpieszyć się z robotą.
Gniewał ją bardzo nieład podwórza i roje natrętnych much, chciałaby jaknajprędzej doprowadzić wszystko do zwykłego stanu, do czystości i spokoju; zdawało jej się, że ciemne plamy moszczu brudzą na-