Strona:Grazia Deledda - Po grzesznej drodze T.I.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdy miał do załatwienia bardzo ważne sprawy i wybierał drogi odludne. W chwilach gorzkiego żalu mawiał z wyrazem wielkiego smutku w małych zielonych oczach:
— Niech będzie przeklęte wino: złamałem sobie nietylko nogę, ale całe życie.
Nieraz całemi dniami siedział przybity i blady, gryzły go wyrzuty sumienia, a jednak pił więcej niż dawniej, topiąc zgryzoty w szlachetnem Badde Manna. Upijał się niekiedy jak bela i niejedną noc spędził w kuchni, zupełnie niezdolny wejść na schody.
Ale gdy wino rozjaśniało mu w oczach, nadając mu dawny blask i wesołość, zapominał o swojej niedoli, był zadowolony i rozgadany. To też ciotka Luiza i Marja pozwalały mu pić. Żona, która dawniej cierpiała z zazdrości, cieszyła się teraz, widząc męża zawsze koło siebie. Marja jednak była nierada ze stałej obecności ojca, który nie mając nic do roboty, wtrącał się w drobne sprawy domowe, plątał je i psuł przez swój niewłaściwy pogląd na rzeczy. Marja nie znosiła, gdy mężczyźni wtrącali się w sprawy wyłącznie kobiece, niecierpliwiła się, widząc, jak wuj Mikołaj ciągle kręci się między babami, robi uwagi, krytykuje, daje rady w kuchni, ale, jak zwykle, nie mówiła ani słowa, w duszy przejęta współczuciem dla nieszczęścia ojca.
W każdym razie i matka i córka nie sprzeciwiały się nigdy choremu; przeciwnie podwajały czułości i starania o niego. Gotowały mu dobre obiady, podczas gdy dawniej, kiedy był zdrów, były bardzo oszczędne