Ta strona została uwierzytelniona.
ANTON (hardo). Dobrze!
DRUGI ROBOTNIK. A jakie ten łotr na palcach ma pierścienie!
TAGLIAZONI. Padrone, ja żądać świadków! Ja tu zbójecko zostać napadnięty, ja nie robić żadnej ugody! Lavoro niente, niente piu. Rzucam wszystko i idę — Carabinieri! Policya! Pazzia bestialissima!
PIERWSZY ROBOTNIK. Rycz sobie; tu niema policyi!
DRUGI ROBOTNIK. Tu, jak tylko daleko możesz zobaczyć, nic tylko świerki i śnieg.
TAGLIAZONI. Chiama... chiamate i carabinieri! Briganti! Signiore Wende! Goń Pippa!
DYREKTOR. Radzę ci człowieku, ratuj się! W przeciwnym razie nie zaręczyłbym za nic.
TAGLIAZONI. Brutte bestie! Basta cosi!
(Nagle, błyskawicznie szybko Tagliazoni się wyrywa, wyciąga sztylet, zaskakując za stół. Napastnicy na chwilę niemieją).
TRZECI ROBOTNIK. Aa, nóż?! Utłuc psa!
WSZYSCY RAZEM. Teraz to, tu już musi być koniec!
DYREKTOR. Nie zatłuczcie mi Tagliazoniego! potrzebuję go w hucie! nie zróbcie tego, czegobyście mogli jutro żałować!
Tagliazoni instynktownie widzi groźne położenie chwili, cofa się, piersiami ku napastnikom, do drzwi. Robotnicy i grający następują na niego z okrzykami: „Utłuc, utłuc go“. Widać przytem błysk kilku noży).
DYREKTOR Przecież mi chyba na końcu hycla nie rozczepią.
WENDE. Rozniosą mi całkiem budę.
— 26 —