Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale zamarły mu pytania na ustach, jak zamierały zawsze. I jego myśli wydały mu się zbyt drobne wobec wieści, którą chciał otrzymać.
Zapytał tylko:
— A... któren to rok?.,.
Mela, ścierająca właśnie kurz z komody, z powagą zakrystyana, ubierającego Boży Grób, pozostała chwilę niema, z półotwartemi usty.
— Jakto, proszę ojca, który rok?... — wykrztusiła wreszcie.
Felicyan odczuł ciężki dreszcz kogoś, kto zatoczył się, idąc po ścieżce, którą dotąd prosto chodził.
— Idź sobie!... — zamruczał.
Mela wyszła senna i przygnieciona.
Cały wieczór chodziła »niewyraźna«, jakby nosząc na piersiach drogocenną relikwię, nagle znalezioną. Był to projekt, który nagle wykwitł cicho na grzędzie jej tajemnego ogródka. Lękała się, aby matka, aby Hesia — aby cała atmosfera Dulszczyzny nie rzuciła się z kłami na ten drobny, mały projekt.
I przeprowadziła go.
Następnego dnia po południu wyprosiła