Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ludzie nawet tacy wyschli, jak Felicyan, i urzędnicy rangowi mają halucynacye przeżytych snów.
I widzą dokoła siebie pustkę. Zwłaszcza co do tej wielkiej Miłości, która ma wypełniać ostatnie dnie życia.
I choćby to była miłość nieodczuta, nieprzyznana, pełna krwawych bólów i zawodów, lecz niech nadejdzie i rozpali to światło, przy którem konać przychodzi!...
I stanie u wezgłowia, zasłaniając się welonem srebrnych łez.
Jakakolwiek miłość — nawet śmieszna, nawet głupia, nawet zbrodnicza, nawet anielska — Demonem niech będzie lub Serafem. — Byle skrzydła rozpięła, jak harfę, i na tej harfie niech duch uchodzący ostatni wygra swój Cud.
Niech taka Miłość...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Raz jeden zapytał Felicyan snującej się po pokoju Meli:
— Czy był już Nowy Rok?
— Tak, proszę ojca!
Chciał jeszcze o coś pytać — o to, czy ten Nowy Rok nie przyniósł coś ze sobą —