Ta strona została uwierzytelniona.
wia ból w tej ciemni beznadziejnej i bezwzględnej.
Niby jeszcze ktoś się troszczy, ktoś rzuca łaskę jakąś...
A właściwie przechodzi mimo.
Jak około budy sparszałego psa, który dogryza kość sczerniałą i na wichrach wyschniętą.
Psa się nie dobija, nie truje.
Z dobrego serca.
Niech sam ginie.
I los nie dobija.
Niech sam ginie...
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Niech się wszystko wypełni.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Tam — z Felicyanem także się wszystko ma wypełnić.
Legł w budzie i dogryza kość życia, wyschłą od wichrów, i bez śladów wspomnienia, że ratowała kiedyś jego egzystencyę.
I może Felicyan myśli, iż życie jego nie było tak piękne, jak jego sny.
Bo w tej budzie nadchodzą takie dziwne obrachunki, pretensye — wspomnienia.