Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u matki pokojówkę pod pozorem kupienia cyrkla i znikła gdzieś na dwie godziny. Gdy powróciła, była cała rozjaśniona, jakby się napiła u samego źródła — wiosny. I biła od niej łuna radości i zapach hyacyntów.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

A gdy powoli rozesłał się cień wieczoru, do pokoju nieuleczalnego, w którym jak najpóźniej zapalono lampę (bo przecież nie warto), wsunęła się, jak cień, tajemniczo, bajkowo — Mela. Ręce trzymała cofnięte w tył i kryła w nich jakiś przedmiot. Jakby nie dotykając ziemi, szła ku ojcu, który, unieruchomiony, wpatrzony był w sufit. Kroków dziewczyny słychać nawet nie było, ani oddechu chorego. I gdy Mela stawała u łóżka, zdawało się, że wszystko dzieje się jakby we śnie, jakby za mgłą.
I jak z poza mgły odezwał się młody, trochę schrypnięty głosik.
— Proszę ojca...
Milczenie.
— Proszę ojca... ojciec chciał wiedzieć, któren to rok nastał... więc ja...
Milczenie.