Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świeży, sympatyczny człowiek. Ubrany był w długi czarny kitel formy klinicznej, tylko czarnej barwy. Było w tem trochę pretensyi, jakiś szyk miluchny. Świeżo upieczony doktorek spojrzał zaraz w okna mieszkania Dulskiej. Dostrzegłszy obok córki mamę, przybrał minę obojętną i zaczął spoglądać na ulicę.
Dulska przyglądała mu się z za firanki.
— Jak pająk, czycha na ofiary... — szydziła.
Ale patrzyła pilnie i z pod brwi ściągniętych.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Gdy noc zapadła Dulska długo w noc nie spała.
Zmagała się z sobą i walczyła. Słychać było jakieś szepty modlitewne, jakby świst i potem ciężkie westchnienia. Lata całe strawiła, wznosząc dokoła siebie szańce, przez które nie miał nigdy wkroczyć żaden z »lekarzy« — aż tu kto wie...
Bo już było i — kto wie!
Rano Dulska, skoro wstała, poszła zaraz do salonu i stanęła przy oknie.