Strona:Gabryela Zapolska - Śmierć Felicyana Dulskiego.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będzie bardzo mało zapłacić! — dorzuca chytrze — bardzo mało...
I konającym głosem dodaje...
— Może — nic!
Dulska chwileczkę milczy. Jakby coś przeżuwała, trawiła. Wreszcie porywa się.
— Zakazuję ci zajmować się medykami, doktorami i innymi dyabłami! Słyszysz?
Ale Mela widocznie jest na wszystko zdecydowana.
— Onby pewnie nic nie wziął... powtarza...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Dulska chodzi resztę dnia cicha, złamana. Od czasu do czasu podchodzi do okna i patrzy na ulicę.
Mela obserwuje ją zdaleka.
Wreszcie przybliża się.
— Proszę Mamci... to są te dwa okna pierwsze od bramy. To pierwsze — to poczekalnia, a to drugie — to pokój do przyjęć...
Dulska brwi zmarszczyła.
— Rzeźnia! wyrzuciła groźnie.
Lecz nagle cofnęła się i szarpnęła Melę od okna.
Oto w oknie owej »rzeźni« pojawił się