Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brobytu więziło umysł jego, krępowało go, owijało jakimś rodzajem znikczemniałej powłoki. To przyćmione światło, napój gorący, zapach fiołków, zetknięcie z Hipolitą obezwładniały go. Rozmyślał: „Czyżbym już tak był daleko od gorących porywów dni ubiegłych? Nie; bo podczas ostatniej jej nic bytności, trwoga moja i udręczenie nie były mniejszemi“. Ale nie udawało mu się zapełnić przerwy między ja wczorajszem i ja dzisiejszem. Mimo wszystko nie odnajdował siebie takim jakim był ten człowiek, co pisał te zdania, świadczące o jego roztroju i rozpaczy; czuł, że te wylewy miłości stały się dlań obcemi i czuł także całą próżnię słów. Te listy podobne były do napisów grobowych, jakie się czyta po cmentarzach. Tak samo jak napis taki daje z gruba zaledwie i fałszywe wyobrażenie o zmarłym, tak samo te listy przedstawiały bardzo niewiernie rozmaite stany duszy, przez które przechodziła jego miłość. Znał on dobrze tę szczególniejszą gorączkę, która zwykle opanowuje kochanka, ilekroć pisze list miłosny. W ogniu tej gorączki wszystkie różnorodne fale uczucia spływają w jedno wielkie wrzenie zmięszane. Kochanek nie ma dokładnej świadomości tego, co chce wyrazić i przeszkadza mu niedostateczność materyalna słów; to też wyrzeka się opisywania wewnętrznej swej namiętności taką, jaka ona jest i usiłuje przedstawić tylko jej siłę i intensywność, przesadą frazesu i używaniem najwulgar-