Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niejszych efektów retoryki. Ztąd to pochodzi, że wszystkie korespondencye miłosne, podobne są wzajem do siebie i że język namiętności wyegzaltowanej, jest nieomul tak ubogim jak jakaś gwara zaledwie.
Jerzy myślał: „W tych listach wszystko jest gwałtownością, jaskrawością, wybrykiem. Ale gdzieś są subtelne odcienie moich uczuć? Gdzie te chwile rzewności rozkosznej i skomplikowanej? Gdzie te smutki głębokie i zawikłane, w których dusza moja gubiła się jak w labiryncie krętym? Żal mu było teraz, że spostrzega czego to brak było jego listom: najrzadszych właśnie przymiotów jego umysłu, tych, które uprawiał zawsze najstaranniej. Im dłużej czytał, tem większe poczynał przeskakiwać ustępy prostej tylko elokwencyi a szukał wskazówek najdrobniejszych choćby faktów, szczegółów, wydarzeń, aluzyi do pamiętnych epizodów.
Znalazł w jednym z listów: „Około dziesiątej, machinalnie zaszedłem do zwykłego naszego ustronia w ogrodzie Morteo, gdziem cię widywał przez tyle wieczorów. Te trzydzieści pięć minut, które poprzedziły właściwą godzinę twego odjazdu, były dla mnie torturą. Tyś wyjeżdżała, tak, wyjeżdżałaś a ja nie mogłem cię pożegnać nawet, nie mogłem okryć twej twarzy pocałunkami, powtórzyć ci raz jeszcze: pamiętaj! pamiętaj! Około jedenastej, jakiś rodzaj instynktu kazał mi się odwrócić. Mąż twój wchodził z swoim przyja-