Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za rzeczywistością; karmiłem mój umysł wyłącznie tylko muzyką i poezyą. Pewnego dnia zdarzyło mi się spostrzedz cię na koncercie, dawanym przez Jana Sgambati; ale spostrzegłem cię wówczas dopiero, kiedy już zamierzałaś opuścić salę. Rzuciłaś mi spojrzenie. Innym razem znowu popatrzałaś na mnie, może to sobie przypominasz? Kiedyśmy się spotkali u wejścia na ulicę Babuino, nawprost księgarni Piale.
— Tak, przypominam sobie doskonale.
— Miałaś z sobą małą dziewczynkę.
— Tak, to była Cecylia, jedna z moich siostrzenic.
— Zatrzymałem się na chodniku, aby cię przepuścić Zauważyłem, że oboje jednego byliśmy wzrostu. Mniej byłaś blada niż zazwyczaj. Błysk dumy przeszedł mi przez myśl...
— Zgadłeś dobrze.
— Przypominasz to sobie? Było to pod koniec marca. Czekałem ze wzrastającą ufnością. Żyłem z dnia na dzień, pogrążony w przeczuciu wielkiej namiętności, której zbliżanie się czułem. Ponieważ widziałem cię dwukrotnie z bukietem fijołków, napełniłem cały dom mój fijołkami. Oh! ten początek wiosny, ja go nie zapomnę nigdy! A ten sen poranny w łóżku, taki lekki zawsze, taki ulotny!... A owe przebudzenia się, takie powolne, niezdecydowane, kiedy to przez ten czas, gdy oczy moje otwierały się na światło, umysł z trudnością jeszcze powracał do rzeczywisto-