Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/460

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

smukły. W miejsce poduszki położono mu pod głowę nędzne jego łachmany, zwinięte w węzełek, koszulę, pantalony niebieskie, pas czerwony i filcowy mięki kapelusik. Twarz jego cokolwiek zaledwie była sinawą, z nosem zadartym, wypukłem czołem, bardzo długiemi rzęsami, ustami wpół otwartemi o grubych wargach fioletowych, między któremi bielały zęby w rzadkich odstępach osadzone. Szyję chłopczyna miał cienką, wątłą jak łodyga, zwiędłą, poznaczoną drobnemi zmarszczkami. Wiązadła ramion były słabe; ręce szczupłe, pokryte puszkiem podobnym do piórek ptaka, dopiero co wyszłego z jaja. Boki zarysowywały się wyraźnie; ciemniejsza linia roździelała skórę w pośrodku piersi; pępek wystawał jak gruby węzeł. Nogi, nieco nabrzmiałe, miały ten sam kolor żółtawy co ręce; a drobne dłonie były namulone, pocentkowane brodawkami, z paznokciami białemi, które poczynały już sinieć. Na lewem ramieniu, na udach przy pachwinach i niżej jeszcze, na kolanach, wzdłuż nóg występowały czerwonawe plamy. Wszystkie właściwości tego ciała nędznego, nabierały w oczach Jerzego nadzwyczajnego znaczenia, unieruchomione i zakrzepłe na zawsze w sztywności śmiertelnej.
— Jakim sposobem się utopił... w którem miejscu? — spytał cichym głosem.
Człowiek, ubrany w płótniankę, nie bez pewnej niecierpliwości, począł opowiadać po raz niewie-