Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/459

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc na wybrzeże pobliskie, u lewego przedgórza, oznajmiła mocno wzruszona.
— Dziecko się utopiło, tam!
Kandya przeżegnała się. Jerzy powstał i wszedł do loggii, by módz lepiej obserwować punkt wskazany.
Na wybrzeżu, u stóp przedgórza widać było w pobliżu raf i tunelu, plamę białą; niezawodnie prześcieradło, którem nakryto zwłoki. Gromadka ludzi stała dokoła.
Ponieważ Hipolita poszła na mszę z Heleną do poblizkiej kaplicy, zdjęty ciekawością, zszedł na dół i powiedział swym gospodarzom.
— Pójdę zobaczyć.
— Po co chcesz takim widokiem zasmucać twe serce? — spytała Kandya.
Puścił się szybko ścieżką, doszedł krótszą drogą do wybrzeże i zwrócił się brzegiem morza ku miejscu wypadku. Doszedłszy tam, był nieco zdyszany. Spytał:
— Co się to stało?
Wieśniacy zebrani pokłonili się mu i ustąpili miejsca. Jeden z nich odpowiedział spokojnie:
— To syn jednej matki się utopił.
Inny, przybrany w płócienne ubranie, który obrał się strażnikiem przy ciele, schylił się i uniósł prześcieradło.
Drobne ciało ukazało się nieruchome, rozciągnięte na twardem wybrzeżu. Było to dziecko lat ośmiu lub dziewięciu, wątły blondynek, wy-