Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ty widzialne i w słowo wypowiedziane. Nie szukaj nic po za światem pozorów, który stworzyły twe zmysły. Uwielbiaj złudzenia“.
I już znajdował urok w tej chwili ulotnej. Głębokość własnej świadomości i przestwór nieskończony własnej wrażliwości, wbijały go w dumę. Wobec niezliczonych zjawisk, które od chwili do chwili następowały kolejno po sobie w jego świecie wewnętrznym, bezgraniczną wydała mu się potęga pojmowania jego duszy. I rzeczywiście urok szczególniejszy miała dla niego ta ulotna godzina, w której zdało mu się, że odkrywa związek jakiś ukryty między zdarzeniami przypadku a własnem uczuciem.
W dali słychać było szmer zmięszany i niewyraźny tłumu dzikiego, którego wiry opuścił przed chwilą; i pomruk ten zmięszany, wywoływał w jego umyśle, na błyskawiczne mgnienia, wizyę wielkiego ognistego, ponurego pieca, w którym rwali się opętańcy w tragicznej jakiejś walce. A wśród tego bezprzestannego zgiełku rozróżniał jeszcze za każdym oddechem wietrzyku, rozkoszne drżenie gałązek, co osłaniały jego zamyślenie i sen Hipolity. Hipolita odpoczywała, zdrzemnąwszy się, z ostami wpół otwartemi, zaledwie oddychając; lekki pot zwilżał jej czoło. Ręce trzymała splecione na kolanach, bez rękawiczek, blade; a wyobraźnia Jerzego widziała pośród nich „wyrwany pęk włosów“. Tak jak ten promień wło-