Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/372

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cia, podpory trwałej, zapewnionego poparcia. „Istota moja sprawia mi takie wrażenie, jakiego doznawać musi człowiek, skazany na to, by się utrzymywać na powierzchni wiecznie chwiejnej; czuje, że mu co chwila brak oparcia i równowagi, gdziekolwiekbądż postawi nogę“. Raz już posłużył się tym obrazem, by odmalować swój niepokój wieczysty. Dla czegóżby jednak, skoro chciał zachować życie, nie miał stać się, mocą jakiejś metody, dość silnym i dość gibkim na to, by przywyknąć do zachowywania równowagi pośród różnorodnych poruszeń tej powierzchni, przywyknąć do tańczenia nad brzegiem przepaści, swobodnie i odważnie? To pewna, że chciał przecież zachować życie. Co tego dowodziło najdobitniej, to właśnie same te doświadczenia kolejne. W nim instynkt głęboki, co pozostał dotąd nienaruszony, buntował się z coraz to nowemi fortelami przeciw bezwładności śmiertelnej. Owo ascetyczne marzenie, które zbudował z takiem bogactwem, przystroił w takie ozdoby, byłoż to co innego, niż wybieg w walce przeciw śmierci? Czyliż on sam nie postawił od samego zaraz początku tego dylematu: Albo pójść za przykładem Demetria, albo oddać się niebu? Wybrał niebo, by zachować życie. „Przyuczaj odtąd twój umysł w nabyciu obrzydzenia do prawdy i pewności wszelkiej, jeśli chcesz żyć. Wyrzecz się przenikliwego doświadczenia. Uszanuj obsłony. Wierz w kształ-