Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VII.

Przybyła. Przeszła po kwiatach jak Madonna, od której cuda oczekują; przeszła po kobiercu kwiatów. Przybyła, przybyła nareszcie! Przestąpiła próg nakoniec!
A teraz zmęczona, szczęśliwa, podawała ustom kochanka twarz całą, skąpaną w łzach, bez słowa, z gestem niewypowiedzianego poddania się. Zdrożona, szczęśliwa, płakała i uśmiechała się na przemiany, pod ulewą pocałunków swego ukochanego. Co ją obchodziły wspomnienia tego czasu, w którym on z nią nie był? Co obchodziły. kłopoty, zmartwienia, niepokoje, walki rozdzierace przeciw nieubłaganej prozie życia? Czemże były wszystkie zniechęcenia i wszystkie zwątpienia, w porównaniu z tą najwyższą słodyczą? Żyła, oddychała w uścisku kochanka; czuła się nieskończenie kochaną. Wszystko inne rozpraszało się gdzieś, niknęło, zapadało w nicość, zdało się nie istnieć nigdy.
— O, Hipolito, Hipolito, duszo mojej duszy! Jakże, ach jakże ja cię pragnąłem! I jesteś wreszcie! I teraz będziesz ze mną przez cały szereg