Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czywie, gniotła zaambarasowana fartuszek w ręku. Była to nizka, drobna, ale kształtna dziewczyna, o piersi szerokiej i bujnej, rozwiniętej przez pieśni. Włosy wiły się jej fantastycznie, brwi miała gęste, nosek drobny, głowę nieco hardo wzniesioną.
Po niejakiem wzdraganiu, zgodziła się wreszcie. Towarzyszki, ująwszy się za ręce, otoczyły ją kołem. Od pasa tonęły w powodzi kwiecistej, wśród brzęku pszczół pilnie pracujących.
Fayetta rozpoczęła, z początku niepewnym głosem; po chwili wszakże, wraz z każdą nutą głos jej nabierał pewności. Był to głos czysty, dźwięczny, płynący jak potok, krystaliczny jak źródło. Śpiewała pieśń, której końcową zwrotkę powtarzały towarzyszki chórem. Przeciągały one finalną nutę unisonem, ściskając usta, by ton płynął jednolitą tylko śpiewu falą a fala ta chwiała się w świetle z powolnością kadencyi kościelnej.
Favetta śpiewała:

Wszystkie źródła wyschły
Moja miłość kona z pragnienia
Trom lari lira
Niech żyje miłość!
O miłości! mnie pali, pali pragnienie
Gdzież ta woda, którą mi przynosisz?
Trom lari, lira
Niech żyje miłość!