Strona:Gabryel d’Annunzio - Tryumf śmierci.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żytecznym zupełnie: „Do czegóż doprowadziłaby wreszcie ta rozmowa? Do niczego bez wszelkiego wątpienia. Według tego, jakim byłby w danej chwili humor ojca i według tego, jaki obrót przybrałaby rozmowa, ojciec wystąpi bądź gwałtownie, bądź przekonywająco. W pierwszym wypadku, wobec wrzasków i obelg, będę bezbronnym, zaskoczą mnie one bowiem niespodziewanie. W drugim, ojciec znajdzie całą litanię argumentów, aby mi dowieść, bądź to własnej niewinności, bądź wreszcie konieczności swych zboczeń i również zaskoczony zostanę niespodzianie. Fakta nie dadzą się naprawić. Występek, skoro raz już wkorzenił się w istotę człowieka, nie da się usunąć, ani zniweczyć. Otóż ojciec mój jest w tym wieku, w którym występków wykorzenić już nie można, w którym zrzec się nawyknień jest niepodobieństwem. Przez całe lata ma tę kobietę i te dzieci. Czy więc ja mam najmniejszą choćby szansę, że moje przedstawienia skłonią go do porzucenia i wyrzeczenia się ich? Czy mam najmniejszą choćby szansę przekonania go, że koniecznością jest zerwanie wszystkich tych węzłów? Wczoraj widziałem tę kobietę. Dość ją zobaczyć, by nabyć przekonania, że nie porzuci nigdy mężczyzny, którego stronę cielesną trzyma w swych szponach. Nie wypuści go z pod swej władzy do śmierci. Jestto rzecz, na którą dziś nie ma ratunku. A potem są tu jeszcze dzieci, prawa tych dzieci. Zresztą po tem wszystkiem,