Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

końcem myślałem, zatrzymując się, jakby dla stawienia czoła niewidzialnemu przeciwnikowi, do czego to wszystko mnie prowadzi? Albo ona upadła i strata jest niepowetowaną; albo jest w niebezpieczeństwie i w moim stosunku obecnym nie mogę interweniować, by ją ocalić; albo też jest czystą i dostatecznie silną, by nią nadal pozostać — a w takim razie nic nie zostało zmienionem. W każdym razie mnie nie pozostawało nic do działania. To, co istnieje, istnieje; co ma się stać, stanie. Ten napad żalu minie. Trzeba czekać. Jakież ładne były te chryzantemy białe na toalecie Juliany przed chwilą! Pójdę kupić takich samych stos cały. Schadzka z Teresą jest dziś naznaczona na drugą. Mam jeszcze Łez mała trzy godziny czasu przed sobą. Czyż nie powiedziała mi za ostatnim razem, że chciałaby zastać ogień na kominku? Będzie to pierwszy ogień zimowy w dzień tak ciepły. Przyszedł na nią, jak mi się zdaje, tydzień dobroci. Byleż trwał tylko! Ale przy pierwszej sposobności bądź co bądź przyjdzie mi wyzwać Eugeniusza Egano“.
Myśli moje poszły teraz w innym kierunku, z przerwami nagłemi, z nieprzewidzianemi zboczeniami. Pośród obrazów nawet blizkich rozkoszy, przebiegał, niby błyskawica, inny obraz skalany, ten, któregom się obawiał, ten, przed którym chciałem uciec jak najdalej. Niektóre