Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przejściowego; nie mogłem pozbyć się szczególniejszego wrażenia, dającego się ściśle określić temi słowy: „Wydała mi się całkiem inną kobietą“. To pewna, że było w niej coś nowego zupełnie — ale co? Dedykacya Filipa Arborio miała raczej chyba znaczenie uspakajające. Czyż nie stwierdzała właśnie, że Turris Eburnea była niezdobytą? Ta kwalifikacya chwalebna poddaną została autorowi, bądź tu po prostu przez opinię nieskalaności, która otaczała nazwisko Juliany Hermil, bądź wreszcie przez niepowodzenie, jakiego doznał szturm przypuszczony i może przez odstąpienie od oblężenia rozpoczętego. Wynikało ztąd zatem, że „Wieża z kości słoniowej“ pozostała dotąd bez skazy.
Rozumując tak, by uspokoić gryzące podejrzenia, doznawałem jednak bezprzestannie w głębi serca niejasnej trwogi, jak gdybym obawiał się nagłej jakiejś ironicznej uwagi. „Wiesz przecież, że Juliana ma ciało niezwykłej białości. Jest blada, jak jej koszula, literalnie. Owa nazwa pobożna mogłaby więc bardzo dobrze ukrywać myśl arcyświecką“.. Ale to słowo „niegodny?“ Och, och! ileż tu subtelności!
Wybuch niecierpliwości i gniewu przerwał te rozmyślania upakarzające i bezowocne. Odsunąłem się od okna wzruszając ramionami, przeszedłem dwa czy trzy razy po pokoju, otwarłem jakąś książkę machinalnie, odsunąłem ją znowu. Ale niepokój mój nie zmniejszał się. „Koniec