Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podobna o sposobność pomyślniejszą. W tym pokoju niemożna widzieć się dokładnie. Jakiż to byłby efekt, takie łkanie w półcieniu!“
— Nie odpowiadasz mi nic, Tullio? — podjęła Juliana po krótkiej obwili milczenia, przesuwając mi ręką po czole i włosach, aby mnie znaglić do podniesienia twarzy. Mnie przecież wszystko powiedzieć możesz, wiesz dobrze.
Ah! to prawda, odtąd nigdy już nie słyszałem głosu ludzkiego tak dziwnej słodyczy. Matka moja nawet nigdy nie umiała tak przemówić do mnie.
Oczy moje zaszły wilgocią i poczułem na rzęsach ciepło łez. „Prędko, to chwila właściwa, teraz należy wybuchnąć.“ Ale była to tylko łza jedyna. I mamże uczynić to wyznanie poniżające? ale do komedyj właśnie podobnych drobnostek zniżają się przejawy większej części wzruszeń ludzkich) i podniosłem twarz, by ułatwić Julianie jej spostrzeżenie; przez chwilę nawet przejęty byłem obawą szaloną, że w ciemności może nie zobaczyć jej błysku. Aby poniekąd zwrócić jej uwagę, wydałem silne i głębokie westchnienie, jak się czyni, chcąc powstrzymać wydzierające się łkanie. Ona zaś zbliżywszy twarz swoją do mojej, by mi się przypatrzeć zblizka, zaniepokojona mojem przedłużającem się milczeniem, powtórzyła
— Czemu mi nie odpowiadasz?