Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

imię jej było Anna; a była to wieśniaczka z Montegorgo Pausula, pochodząca z rasy rosłych i krzepkich górali. Czasami sprawiała ona wrażenie Cybeli ze spiżu, której zdjęto tylko wież koronę. Ubierała się w strój tradycyjny swych okolic: czerwoną spódniczkę, ułożoną w tysiące fałd prostych i symetrycznych, gorsecik czarny haftowany złotem, od którego spadały dwa długie rękawy. Głowa jej po nad lśniącej białość koszulą wznosiła się wyprostowana ciemno-brunatna; ale białość oczu i białość zębów przenosiła jeszcze śnieżystość płótna. Oczy o połyskującym odblasku emalii pozostawały prawie zawsze nieruchome, bez spojrzenia, rzekłbyś, bez zadamy, bez myśli. Usta były szerokie, wpółotwarte, milczące, rozświecone poręczą zębów równych i dobrze osadzonych. Włosy tak czarne, że miejscami miały fioletowe odblaski, rozdzielone ponad niskiem czołem, splecione były w dwa warkocze, zwinięte po za uszami, jak rogi barana. Nieustannie prawie siedziała z dzieckiem na kolanach, ssącem u piersi, w pozie istnej posągu, ani smutna, ani wesoła.
Wchodziłem. Zazwyczaj pokój pogrążony był w cieniu. Spostrzegałem plamę białą, którą tworzyły pieluszki Rajmunda na rękach tej kobiety z bronzu, potężnej, która poglądała na mnie oczyma martwemi bożyszcza, bez słowa, bez uśmiechu.
Czasem siedziałem przypatrując się ssącemu