Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jesteś mi winną objawienia prawdy najwyższej? Mniejsza o nasze zbłąkania, nasze upadki, jeżeli tylko doszliśmy do zerwania z oczu naszych zasłony, jeżeli doszliśmy do wyzwolenia wszystkiego, co jest mniej nizkiem w nędznej naszej istocie? Osiągniemy najwyższą radość, do której na ziemi mogą rościć sobie prawo tylko wybrani; świadomość, żeśmy się odrodzili“.
Unosił mnie zapał. W alkowie panowała cisza, cień pełen tajemnic; widok Juliany przybierał dla mnie pozór jakiejś wizyi nadludzkiej — i w tem rozważaniu mojem było coś uroczystego, bo czułem w powietrzu sąsiedztwo śmierci niewidzialnej. Cała dusza moja zawisła na tych pobladłych ustach, które lada chwila mogły oddać ostatnie westchnienie. I te usta skrzywiły się boleścią w tej chwili, wydały jęk. Skrzywienie to zamąciło linie twarzy i pozostało tam przez chwil kilka. Zmarszczki czoła wgłębiły się, skóra powiek zadrżała zlekka, linia biała ukazała się między brwiami.
Pochyliłem się nad chorą. Otwarła oczy i zamknęła je natychmiast. Zdawało się, że mnie nie zobaczyła zupełnie; w oczach jej nie było spojrzenia; rzekłbyś, że to oczy niewidomej. Miałżeby nastąpić u niej paraliż wzrokowy, jako wynik anemii? Miałażby nagle zostać dotkniętą ślepotą?
Zauważyłem, że wchodzono do pokoju. „Oby to był doktór!“ Wyszedłem z alkowy — i w rze-