Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czy samej zobaczyłem doktora, matkę moją i akuszerkę, wchodzących ostrożnie. Krystyna szła za niemi.
— Czy śpi? — spytał mnie doktór po cichu.
— Skarży się. Kto wie, co jej dolega jeszcze?
— Czy mówiła co?
— Nie.
— Nie trzeba ją wzruszać niczem; pamiętaj pan o tem.
— Przed chwilą otworzyła oczy na sekundę. Oczy jej zrobiły na mnie takie wrażenie, jak gdyby nic nie widziała.
Doktór wszedł do alkowy, dawszy nam znak, żebyśmy pozostali. Matka powiedziała mi;
— Chodź, to pora zmieniania kompresów. Chodź prędko. Pójdźmy do Rajmunda. Fryderyk jest na dole.
Wzięła mnie za rękę. Pozwoliłem się jej prowadzić.
— Usnął teraz — mówiła dalej. — Śpi snem spokojnym. Mamka przybędzie dziś wieczorem.
Jakkolwiek zasmucona i zaniepokojona stanem Juliany, miała przecież radosny jakiś uśmiech w oczach, mówiąc o dziecku; całą twarz jej rozświecała dziwna jakaś tkliwość.
Z polecenia doktora wybrano dla Rajmunda pokój oddalony od sypialni chorej, wielki, dobrze przewietrzony, który zachował tysiące wspomnień z naszego dzieciństwa. Pierwszą rzeczą,