Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rów; udałoby mi się przelać w nią własne życie, dokonać cudu siłą miłości. Niepodobieństwem było, żeby nie wyzdrowiała. Zmartwychwstałaby zwolna, potrochu, odrodzona, z krwią nową. Zdawałaby się nową istotą, wyzwoloną z wszelkiej nieczystości. Czulibyśmy się oczyszczeni oboje, godni jedno drugiego, po takiej pokucie długiej i bolesnej. Choroba, rekonwalescencya, odsunęłyby smutne wspomnienia na plan daleki jakiś, nieokreślenie. A ja usiłowałbym zatrzeć w jej duszy wszystko, aż do cienia wspomnień; usiłowałbym zdobyć dla niej absolutne zapomnienie w miłości. Wszelka inna miłość ludzka wydawałaby się lekkomyślną w porównaniu z naszą, po tem wielkiem doświadczeniu“. Porywała mnie wzniosłość mistyczna niemal tego marzenia przyszłości, snutego w chwili, gdy twarz Juliany uduchowiała się prawie, nabierała wyrazu nadprzyrodzonej dobroci, jak gdyby już oderwaną była od świata, jak gdyby wraz z tą wielką falą krwi, zrzuciła z siebie wszystką gorycz i wszelką nieczystość swej materyi, jak gdyby obecność śmierci pozostawiła w niej istniejącą tylko czystą treść ducha. Nieme pytanie nie raniło mnie już teraz, nie napełniało mnie już trwogą: „Coś ty zrobił ze mnie?“ Odpowiadałem na nie: „Alboż nie stałaś się za moją sprawą siostrą boleści? Alboż cierpienie nie podniosło twojej duszy do wyżyn zawrotnych, zkąd danem jej było widzieć świat z punktu widzenia nadzwyczajnego? Czyliż nie